Czułam się jakoś dziwnie, nieobecność Qolemaru dołowała mnie. Nie miałam z kim pogadać, prócz mojego brata i pupila. Nie robiłam nic innego poza treningiem, szkoliłam swój Lotos Śmierci. Ten atak był po prostu zabójczy, jeśli ktoś wejdzie mi w drogę może pożegnać się z życiem. Byłam na siebie zła, nie umiałam tego opanować. Obróciłam się błyskawicznie, moje oczy zauważyły ruch gdzieś w okolicach ściany. Zamachnęłam się pięścią to był ogromny błąd, moja ręka zderzyła się ze skałą. Ta pod wpływem mojej siły, pękła na tysiąc kawałków rozcięłam sobie skórę. Krew kapała na podłogę co kilka sekund. Nie czułam żadnego bólu, moja dłoń odmawiała mi posłuszeństwa. Przeniosłam wzrok na ziemię, moja postura odbijała się w kałuży krwi. Ten widok był straszny, nigdy wcześniej się taj nie załatwiłam. Kątem oka wdziałam, że ktoś siedzi w wodzie. Po sylwetce ciała rozpoznałam Qolemaru. Uniosłam lekko głowę w jego kierunku i skinęłam głową na znak powitania, chwilę potem obróciłam się w inną stronę. Chciałam jak najszybciej uciec, ta akcja nie powinna mieć miejsca. Moje zachowanie było co najmniej dziwne, trudno mi się było do tego przyznać, ale poczułam coś do Qolemaru. Problem w tym, że nie wiem jak mu to powiedzieć wyznawanie uczuć nie było moją dobrą stroną. Jeśli mam być szczera, to nigdy tego nie robiłam... Powolnymi krokami weszłam na teren lasu, chyba zniknęła z pola widzenia. Jedyna dobra wiadomość tego wieczoru, postanowiłam że wrócę do domu dłuższą drogą.
Zbliżała się noc, słońce zachodziło za horyzont widok był przepiękny. Szelest w pobliskich krzakach wytrącił mnie z równowagi. Z szybkością błyskawicy wyciągnęłam sztylet i rzuciłam przed siebie. Z zarośli wyskoczyło dwóch mężczyzn, po ubiorze mogłam stwierdzić że są to płatni zabójcy. Cofnęłam się o jeden krok do tyłu, chciałam chwycić kolejny sztylet.
- Za wolno... Słoneczko... - Usłyszałam przy prawym uchu, zanim zareagowałam coś unieruchomiło mi ręce i przyciągnęło do konaru drzewa. Znałam to Jutsu... trzeci ninja wyrósł właśnie z pnia... Pozostała dwójka podeszła do mnie wolnym krokiem, jeden z nich mnie uderzył z pięści w brzuch. Straciłam oddech na kilka sekund, nie mogłam wydusić z siebie słowa. Drugi złapał mnie za włosy i pociągnął, ból był nie do opisania.
- Cichy zabójca... No chyba ktoś się pomylił, ta nastolatka ma zabijać...? - Zaśmiał się jeden z nich, chwilę potem wymierzył mi serię 3 uderzeń prosto w brzuch. Moje oczy się zaszkliły, ale powstrzymałam się od płaczu.
- Żałosne... - Trzeci ninja mnie puścił, upadłam prosto na ziemię. Nie miałam jak się podnieść, całe ciało sparaliżował strach. - Hańba... Ona ma być Jinchuriki Kuramy ?! - Wykrzyknął, pojawił się obok mnie. Zaczął mnie kopać w brzuch, nie wiedziałam jak długo wytrzymam. Jedyne co mogłam zdziałać to zaskoczenie. Przed ponownym atakiem zablokowałam cios, mój brat był ze mną przez cały ten czas. Zaatakował mojego oprawcę, ten wyleciał z prędkością rakiety na swoich przeciwników. Wszyscy troje upadli, postanowiłam wykorzystać tą szansę. Wstałam z ziemi, zagryzając wargę. Chwyciłam sztylety, spojrzałam w kierunku przeciwników. Oni już wstali, szykowali się do ataku. Dzięki umiejętności shunpo, wbiłam się w sam środek, minęła sekunda kiedy się zorientowali. Dla nich było już za późno, pierw wykonałam złowieszczą stal. Na sam koniec przeszłam do lotosu śmierci, z zawrotną prędkością rzucałam w nich nożami. Raniłam ich poważnie, jeden z nich oberwał trzema ostrzami prosto w serce. Nawet nie wiem, kiedy stałam w środku lasu sama. Płatni zabójcy leżeli na trawie, krew zabarwiała glebę na inny kolor. Rozejrzałam się dookoła, dwójka nie żyła. Jeden z nich jeszcze oddychał, postanowiłam zadać ostateczny cios. Na miękkich nogach podeszłam do mężczyzny, ten jak na zawołanie podniósł się. Czas zwolnił, ninja złapał katanę którą trzymał na plecach. Zamachnął się, czułam jak skóra w okolica oka się rozcięła. Krzyknęłam. Odskoczyłam od niego jak oparzona, przyłożyłam dłoń do oka. Ten się tylko uśmiechnął, broń z jego dłoni wyleciała. Dalej nie wiedziałam co się dzieje, zszokowana uniosłam lekko sztylet do góry. Srebro działało jak lusterko, w swoim odbiciu zauważyłam rozcięcie wzdłuż oka. Z tego będzie blizna, na szczęście ostrze nie uszkodziło mi źrenic. Zostałam jednak oszpecona... Nie miałam siły nawet żeby wrócić do domu, upadłam na ziemię razem ze sztyletami w dłoniach. Straciłam przytomność.
< Qolemaru ? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz