Dobra, nie doceniłam go... Teraz miałam przesrane, spoglądałam na tych shinobi z lękiem w oczach. Naruto przyglądał mi się dość intensywnie, chyba rozpoznał kuramę. Cofnęłam się parę kroków do tyłu, musiałam rozegrać to umiejętnie. Najmniejszy błąd, mógł kosztować mnie życie. Zastrzygłam lekko uszami, poczułam jak brat pojawia się obok mnie. Musiałam zaczerpnąć, pomocy od mojego pupila.
- Jutsu Przywołania! - szybkim ruchem uderzyłam w ziemię. Obok mnie pojawił się mały kotek, spał słodko.
- Hahahhah ! - Usłyszłam głos naruto, leżał na ziemi wijąc się ze śmiechu. - Takie chucherko ma nas pokonać?! HAHAHHA !
- Ja bym uważała na słowa... - Mruknęłam cicho, kociak uniósł lekko głowę i spojrzał w stronę przeciwników.
- Bo co... zaliże nas na śmierć?!.
- Zalizać, nie ale zmiażdzyć owszem... - Przemówił, wtedy zaczęło się przestawienie. Na pozór miły słodki kotek zaczął rosnąć, wrócił do swojej podstawowej formy. Czyli, ogromnego czerwonego smoka... - Teraz to ty jesteś mrówką... - Zniżył głowę tak, żeby przyjrzeć się naruto.
Chłopak cofnął się, nie spodziewał się tak wielkiego gada. - Jak śmiesz... -Powiedział po chwili, wyrwał się do przodu z zabójczą szybkością. Zanim smok zareagował wyskoczył w górę, uformował ogromnego rasengana. Celował prosto w łeb shen'a ten jednak nie przejął się tym zbytnio, momentalnie jego ogon pojawił się z nikąd i zablokował cios naruto. Podziwiałam go za to, że ma w sobie taką siłę. Chwyciłam sztylety, miałam tylko jedną szansę. Lotos śmierci to silny atak, a użyty w odpowiednim momencie sieje zniszczenie. Użyłam sekretnego jutsu demonicznych lodowych luster. Na szczęście obok mnie było sporo drzew mogłam je wykorzystać. Usłyszałam szelest, zanim zdążyłam się obrócić stali już wokół mnie. Rzuciłam sztyletem i obróciłam się o 360 stopni. Poczułam ból w łydce oraz udzie. Postacie wokół mnie rozpłynęły się. To były wodne klony.
- Ładna szybkość, ale to za mało żeby nas pokonać. - Sasuke spoglądał na mnie z zaciekawieniem.
Spojrzałam w jego stronę, trumny zwróciły moją uwagę. Ojciec Qolemaru nie znał mojego shunpo. Dobry element zaskoczenia, chwyciłam sztylety i ustawiłam się w pozycji bojowej.
- Oh, proszę daj sobie spokój... - Tata Qolem'a w końcu się odezwał.
- Hah, niedoczekanie... - Użyłam mojej umiejętności shunpo, znalazłam się w samym środku pola walki. W ułamku sekundy użyłam lotosa śmierci. Nie mieli szans, żeby zareagować. Czułam już smak wygranej, jednak to nie był koniec. Ból w nodze się nasilił, usłyszłam tylko jak coś chrupnęło. To chyba były moje ścięgna... Noże wyleciały mi z rąk, czas stanął w miejscu. Zaliczyłam spotkanie z glebą, potem już tylko nastała ciemność... Stanowczo za dużo wykonałam lotos śmierci... moje mięśnie nie wytrzymały.
< Qolemaru? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz