Nawet nie wiem ile tak leżałam, obudziłam się w swoim łóżku. Obok mnie siedział Qolem, czytał książkę. Poruszyłam się lekko, ale zaraz potem tego pożałowałam bolał mnie udo.
- Luna.. W końcu się obudziłaś... - Odetchnął z ulgą.
- Co się stało... gdzie Kazama... Nic nie pamiętam.. - Westchnęłam lekko.
- Spokojnie, jesteś bezpieczna... Nic Ci już nie grozi.
- Ugh, mam dosyć chce w końcu zacząć normalnie żyć... Ale, żeby tak się stało muszę zakończyć to co zaczęłam.
- O co Ci chodzi... Bo nie rozumiem. - Spojrzał na mnie.
- Chodź, udamy się na teren wioski wody... - Odpowiedziałam. - Pomożesz mi wstać..?
- Eee.. Tak, oczywiście. - Wstał z krzesła i wziął mnie na ręce, wyszedł z pokoju i powoli zszedł ze schodów.
- Hej, spokojnie nie musisz mnie nosić po całym pałacu... - Zaśmiałam się lekko.
- Oj przestań... - Otworzył nogą drzwi i wyszedł na zewnątrz.
- Zajmę się transportem. - Zagwizdałam jeden raz, momentalnie niebo przysłonił ogromny cień. Wiedziałam kto to spowodował, mój pupilek wyłonił się zza chmur. Jego czerwony łeb spoglądał na mnie ze współczuciem, reszta jego ciała walała się gdzieś w chmurach.
- W czym mogę pomóc - Spytał.
< Qolemaru ? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz