Najgorsze chwilę w moim życiu, właśnie się rozpoczęły. Jeśli ktoś uważa, że rodzenie dzieci jest łatwe... To chyba sprzedam mu liścia prosto w twarz. Złapałam za kawałek płachty, którą byłam przykryta. Ścisnęłam ją tak mocno, aż straciłam czucie w prawej dłoni. Mój oddech znacznie przyspieszył, bicie serca zwiększyło swoje obroty.
- Proszę oddychać głęboko. - Odezwała się jedna z medycznych kunoichi. - Na mój znak, niech zacznie pani przeć.
Spojrzałam na nią z lekkim strachem w oczach, nie miałam chwili żeby odpowiedzieć.
- Teraz. - Rzuciła krótko.
Zaczęłam przeć, nie zdawałam sobie sprawy, że to takie trudne... Robiłam sobie małe przerwy na oddech. Pewnie moja twarz wyglądała jak burak, albo pomidor.
- Świetnie pani idzie. Oby tak dalej!
Najchętniej bym rzuciła cięta riposte, jednak ugryzlam się w język. Czekałam na kolejny znak kobiety. Nastąpił on w kilka sekund, znowu musiałam się wysilić. To była katorga, nie mogłam ocenić sytuacji...
- Widzę główkę! - Powiedziała ożywionym głosem. Dla mnie to był znak, że prawie koniec.
Zaleciłam się do dalszej instrukcji medyka, który uśmiechnął się do mnie po 10 minutach.
- Dziewczynka. - Powiedział.
Uśmiechnęłam się delikatnie, oparłam głowę o poduszkę. Musiałam złapać oddech, byłam wyczerpana. Na przemian robiło mi się ciepło i zimno. Momentalnie usłyszałam śmiech, jakby w swojej głowie, znałam ten głos. Kurama.
< Qolemaru >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz