piątek, 8 maja 2015

Od Luny CD Qolemaru

Było mi trochę smutno, że nie mogę być blisko Qolemaru no ale cóż obowiązki były ważniejsze. Musiałam teraz cierpliwie czekać na nasz ślub, cała wioska miała się dowiedzieć o moich zaręczynach. Kto by pomyślał, że taka osoba jak ja może znaleźć swoją brakującą połówkę.

* 3 Miesiące później *

To było dzisiaj, mój wielki dzień cała wioska huczała. Miałam wyjść za Qolemaru, oraz oficjalnie zostać jego żoną. Sukienka czekała przez te wszystkie dni, prezentowała się idealnie po południu zrobię z niej użytek. Wstałam ze swojego krzesła i sięgnęłam po szpilki, musiałam się przyzwyczaić do nowych butów. Ubrałam je na nogi, opierając się o biurko wstałam. Postanowiłam przejść parę kroków, jednak potem tego pożałowałam. Prawie się wywaliłam, takie obuwie nie było do mnie dostosowane.
- Spokojnie Luna... Dasz radę... - Powiedziałam do siebie, prostując się. Pierw stawiałam małe kroki, dopiero potem szłam coraz pewniej. Byłam z siebie dumna, dziś miały się spełnić moje największe marzenia. Zdjęłam buty, musiałam się udać do salonu kosmetycznego trzeba było załatwić makijaż i fryzurę. Wybiegłam z biura jak rakieta, szukałam najbliższej lady gdzie mogli mnie przyjąć. W końcu zdecydowałam się na pierwszą po prawej stronie ulicy. Weszłam do środka i się grzecznie przywitałam.
- Witam. - Skinęłam lekko głową.
- Oooo! Pani Mizukage ! - Powiedziała jedna. - To dziś jest ten wielki dzień !
- Tak, dlatego właśnie przyszłam do was chciałabym prosić o nową fryzurę i makijaż. - Spojrzałam na nie nieśmiało.
- Oczywiście ! - Jedna z kobiet podbiegła do mnie i chwyciła mnie za rękę, zaprowadziła do fotela. - Zrobimy wszystko co w naszej mocy, będzie pani wyglądać olśniewająco. - Uśmiechnęła się.
- Mam taką nadzieję, ufam wam. - Odłożyłam torebkę i spojrzałam w lustro. Lisie uszy by przeszkadzały przy ułożeniu odpowiedniej fryzury. Użyłam swojego genjutsu, stworzyłam idealną iluzję. Moje ogony oraz uszy zniknęły, nie kosztowało mnie to wiele chakry więc spokojnie mogłam to utrzymać do końca dnia.
Kobiety krzątały się obok mnie co kilka sekund, jedna robiła mi makijaż. Zaś trzy inne zajmowały się moją fryzurą. Minęły chyba 2 godziny, zanim doprowadziły moje rudawe włosy do porządku, upięły je w pięknego koka. Jako wsuwkę do włosów dały mi postać chińskiego smoka.
- Boże... Nie poznaje siebie... - Przyjrzałam się sobie dokładniej. - Jestem z was dumna dziewczyny. Ile płacę za taką fryzurę z makijażem.
- Pani Mizukage, to jest wielki dzień. Zrobiłyśmy to za darmo. - Uśmiechnęła się do mnie jedna z nich.
- Oj przestańcie. - Wręczyłam im 90.000 Ryu - Do zobaczenia na ślubie. - Odwzajemniłam uśmiech wychodząc z salonu.
Szybkim krokiem udałam się do siebie, do ceremonii miałam niecałe dwie godziny. A musiałam się jeszcze przygotować. Poprosiłam strażników, żeby przygotowali Secretariata, ogier stawiał się na początku, ale dał się przebrać. Byłam z niego dumna, sama założyłam sukienkę ślubną i buty. Stara tradycja mówiła, że pan młody zobaczyć panną młodą dopiero przed ołtarzem. Czas mnie naglił, a ja bałam się co z tego wyniknie. Cały czas był ze mną mój brat, cieszyłam się że podtrzymywał mnie na duchu.
Do ślubu została pełna godzina, wyszłam ze swojego biura już przebrana. Strażniczy byli w szoku, nie spodziewali się takiej przemiany. Nie pytali jednak o nic, zaprosili mnie do karocy. Udałam się z nimi na dwór, secretariat miał robić za konia który będzie powoził. Miałam nadzieję, że mu to nie przeszkadza. To chodzenie na szpilkach nie wychodziło mi najlepiej, ale dało się przeżyć.  Wsiadłam do pojazdu, tak zwany wyścig z czasem się właśnie zaczął. Droga dłużyła mi się niezmiernie, czułam że nie dam rady. Na szczęście był ze mną mój brat i mój pupil, wyczułam jego obecność. Kościół było już widać z daleka, obleciał mnie strach kiedy się zatrzymaliśmy nie mogłam wyjść. Zjadła mnie ogromna trema, nie mogłam się ruszyć...
- Amy, dasz radę to Twój największy dzień w życiu. - Mój pupil zachęcał mnie do wyjścia, przybrał on formę rdzawawego wilka.
- Dobrze... Tylko nie ma mnie kto odprowadzić... - W żółwim tempie wyszłam z powozu.
- To żaden problem - Zaśmiał się shen. - Patrz na drzwi.
Zaciekawiona spojrzałam w tamtą stronę, wokół nich zaczęła się zbierać mgła miałam chyba omamy. Powoli z tych tumanów kurzy zaczął się wyłaniać człowiek, a dokładniej to mężczyzna. Przez moje plecy przeleciał dreszcz. On wyglądał prawie tak jak ja, rudawe włosy i te zielone oczy.
- Kazuma... ? - Szepnęłam.
- Tak, dokładnie to on. Nadałem jego duszy ciało, ale to tylko na dziś dzień.
- Witaj siostra, pięknie dziś wyglądasz. - Uśmiechnął się lekko.
- Boże... - Nie mogłam się wysłowić. - To na prawdę Ty... W końcu Cię mogę zobaczyć... - W moich oczach zaczęły się zbierać łzy.
- Hej, Luna spokojnie bo Ci się makijaż rozmaże - Spojrzał na mnie - A teraz chodź bo się spóźnimy. - Wyciągnął zachęcająco rękę.
- Cieszę się, że jesteś tutaj ze mną to dla mnie bardzo ważny dzień. - Złapałam go pod ramię i ustawiłam się przodem do drzwi. Strażnicy zagrali coś na trąbce, chwile potem wrota się otworzyły. Oślepiło mnie światło, do moich uszu dobiegła weselna muzyka. Wszyscy zaniemówili na mój widok, nie mogli uwierzyć że to ja.
- Zawsze przy Tobie byłem, oraz pozostanę. Będę Cię chronić jako Twój brat. - Odpowiedział, chwilę potem zrobiliśmy pierwszy krok. Małe dziewczynki z wioski wody i lodu zaczęły sypać kwiaty, a raczej płatki róż. Pod moimi nogami był czerwony dywan, który prowadził prosto do ołtarza przy którym czekał Qolemaru z księdzem. Jego mina była bezcenna, wlepiał we mnie wzrok. zamrugał dla pewności kilka razy. Do przejścia zostało jeszcze 10 metrów, wzięłam głęboki oddech.
- Dawaj siostra, dasz radę. - Szepnął mi w głowie, Kazuma podszedł ze mną do Qolema i przekazał mu moją dłoń. A sam zajął miejsce przy ławkach, odprowadziłam go wzrokiem.
- Wow... Nie spodziewałem się tego... - Przyznał po cichu.
Chciałam coś odpowiedzieć, ale przerwał mi ksiądz. - Moi mili, zebraliśmy się tutaj żeby połączyć tych tutaj węzłem małżeńskim.
- Miła odmiana prawda? - Szepnęłam.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - Zaśmiał się lekko.
Wszystko przybrało ciekawych obrotów, Secretariat został wprowadzony do sali. Na poduszce trzymał obrączki, wyglądał słodko. Byłam z niego dumna, że potrafi utrzymać w pysku taki materiał. Mężczyzna zaczął wypowiadać formułkę.
- Czy ty Qolemaru Yuki, bierzesz tu oto Lunę za żonę i przysięgasz jej wierność, miłość i nie opuścisz jej aż do śmierci?
- Tak, biorę. - Qolemaru wziął jedną obrączkę i włożył mi ją na palec.
- A czy Ty Luno Asakuro, bierzesz tu oto Qolemaru za męża i przyrzekasz mu wierność, miłość oraz nie opuścisz go, aż do śmierci?
- Tak, biorę. - Wzięłam drugą obrączkę i włożyłam ją na palec Qolema.
- Na mocy nadanej mi przez kościół ogłaszam was mężem i żoną. - Tutaj zwrócił się do Qolemaru. - Możesz pocałować pannę młodą.
Mężczyzna nie musiał długo czekać, przyciągnął mnie delikatnie do siebie. Nasze usta zetknęły się w pocałunku, oficjalnie byliśmy małżeństwem. Wszyscy zaczęli klaskać i wiwatować.

< Qolemaru ? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy